Dlaczego słyszy a nie słucha
Wielu Rodziców dziwi się, że terapeuta stwierdza u dziecka zaburzenia przetwarzania dźwięków, a przecież dziecko słyszy. Rodzice podają przykłady mówienia szeptem o słodyczach, na które dzieci zawsze reagują. Inni powołują się na badania słuchu wykonane u lekarza, które nie wykazały żadnych nieprawidłowości. O co w tym chodzi? Zaburzenia przetwarzania słuchowego to nie to samo, co niedosłuch. Dziecko może słyszeć prawidłowo, ale nie być w stanie słuchać uważnie i bez wysiłku. Lekarz badający słuch stwierdza, że jest on prawidłowy, gdy poziom słyszenia na różnych częstotliwościach mieści się w granicach od 20 do 5 dB, czyli powyżej niebieskiej linii na wykresie. Progi słuchowe znajdujące się poniżej 20 dB świadczą o niedosłuchu.
Okazało się jednak, że tak zdefiniowana prawidłowość słuchu nie daje gwarancji na to, że słuch będzie w stanie pracować prawidłowo w procesie rozumienia i produkowania mowy. W końcu lat czterdziestych ubiegłego wieku francuski otolaryngolog profesor Alfred Tomatis przebadał wielu śpiewaków Opery Mediolańskiej i w wyniku tych badań stworzył on Optymalną krzywą uwagi słuchowej (na wykresie w kolorze czerwonym), czyli stosunek słyszenia określonych częstotliwości (określonych w Hz) do poziomu natężenia dźwięku (określonego w dB). Określenie optymalna oznacza, że jest to idealny stosunek, który umożliwia najlepszą pracę słuchu i głosu. Taką właśnie krzywą mieli najlepsi śpiewacy Opery Mediolańskiej. Na początku lat sześćdziesiątych analogiczne badania zostały przeprowadzone przez duńskiego pedagoga doktora Kjelda Johansena, różnica polegała na doborze grupy badawczej Johansen przebadał grupę czterdziestu uczniów najlepiej czytających w szkole. W wyniku tych badań Johansen uzyskał krzywą słuchową znacznie zbliżoną do krzywej Tomatisa. W ten sposób wykazał, że poziom słyszenia określonych częstotliwości ma znaczenie dla przetwarzania mowy, które to zdolność ma potem wpływ na zdobywanie umiejętności czytania i pisania.